poniedziałek, 30 stycznia 2012

1.13 - ,,Tak teraz mówisz nigdy, a za rok zobaczymy..."


Następny dzień, rano.
Będąc w stanie pół na pół - oczywiście chodzi, że spałam, jednak wszystko słyszałam – poczułam czyjś dotyk na swoim ramieniu. Wydaje mi się, że to jest ręka, ale nie jestem na stówę pewna. No wracając do tematu, to coś głaskało moją skórę bardzo delikatnie. Nie powiem, jeśli bym nie spała, to może nawet byłoby to przyjemne uczucie, ale niestety dla mnie jeszcze stanowczo za wcześnie na pobudkę. Eh. Dobra otworze oczęta i zobaczę co za dusza nieczysta śmie dotykać moje jakże seksowne ciało, gdy mój jakże zacny umysł jest w krainie Morfeusza. No dobra Jess, jedno oko. AAAAAA! Jak ja nienawidzę światła. Nagle wpadłam na świetny pomysł. Zakładając, że człowiekiem, który zakłóca mój spokój jest Zack, postanowiłam zamachnąć nogą i zwalić go z łóżka. W tym momencie nawet nie pomyślałam o innej osobie. Wprowadziłam swój plan w życie i jak miewam, udało mi się, bo usłyszałam bardzo głośne ‘’BUM!”. No to masz nauczkę Kochanieńki, że Jessici Gomez się nie smyra pomyślałam.
-Córciu ależ ty masz siłę. – to był znajomy głos, którego od wczoraj mam po dziurki w nosie. – no budź się idziemy na lody, jak za starych dobrych czasów. – zaczęłam dotykać ojca po twarzy. – Jess, co ty robisz?
-Do ch*ja, gdzie ten pieprz*ny wyłącznik – wymamrotałam.
-Jak ty się dziecko wyrażasz – oburzył się – natychmiast wstawaj i idź się szykować. No to teraz przegiął. Uniosłam powieki i zmroziłam go wzrokiem.
-Gówno cię obchodzi jak się wyrażam i nie mów do mnie dziecko, bo się przekonasz, co to znaczy mieć córkę, jak będziesz jeździł na wózku, bo nie wiem, czy wspominałam, ale zamierzam wybrać zawód w branży boksu – wycedziłam przez zęby i widziałam, jak na jego twarzy maluje się strach – aha i mi nie rozkazuj, bo z tego co wiem, to dawno temu straciłeś prawa do opieki nade mną. Wyobraź sobie, że za rok skończę 18 lat i już nie będę cię potrzebować, och zapomniałam, ja od 9 lat cię nie potrzebuje, więc możesz już spi*przać dupku. – tymi słowami skończyłam swój monolog i z powrotem przyłożyłam głowę do poduszki.
***
O 16 przyszła do mnie Nessa , więc powoli z wlokłam się z mojego kochanego łóżeczka. Poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Dokładnie umyłam, wysuszyłam i wyprostowałam włosy, po czym związałam je w wysokiego kucyka. Włożyłam na siebie przygotowaną wcześniej bieliznę i narzuciłam na ramiona szlafrok. Wróciłam do pokoju i zobaczyłam, że przyjaciółka surfuje po internecie. Weszłam do garderoby i wyjęłam czarne jeansy, żółtą bluzkę i zieloną bluzę, po czym ubrałam ciuchy i udałam się z powrotem do sypialni. Usiadłam na łóżku opok mojej BFF i zajrzałam jej przez ramię. Czytała coś o Bieberze.
-Nessa, śnił mi się dzisiaj Alan. – na wspomniane przeze mnie imię odwróciła się i zainteresowała tym, co mam do powiedzenia. – no więc powiedział mi, żebym powiedziała Jusowi o dziecku. – zaczęłam bawić się własnymi palcami.
-No to w takim razie musisz mu jak najszybciej powiedzieć.
-No, ale …
-Nie ma ‘’ale’’. Alan to nasz stróż i chyba kur*a lepiej wie co się stanie, nie sądzisz? – przerwała mi.
-To nie jest rozmowa na telefon, ani przez internet, więc nie mam na razie okazji mu powiedzieć. – broniłam się.
-Spoko, a co jeszcze mówił? – spytała.
-Żebym się na Justina nie gniewała i wgl, bo to przecież Scooter wymyślił mu tą trasę, i że on za mną tęskni i mnie kocha, ale najbardziej mnie zdziwiło, bo powiedział, że JB niedługo mnie zaskoczy.
-No widzisz. Ty też go zaskoczysz. A mówił coś o tym morderstwie, bo przez 3 miesiące się nam nie śnił, a obiecał, że wszystko nam wyjaśni.
-Nie. Powiedział tylko, żebyśmy się trzymały i żebym cię pozdrowiła, bo na razie nie ma potrzeby, aby wchodził nam do snów. – powiedziałam na jednym wdechu. Pogadałyśmy na ten temat jeszcze troszeczkę, a później Vanessa musiała już iść do domu. Kiedy wychodziła, była dokładnie 18.13. spojrzałam przez okno. Śniegu nasypało na około 10 cm, no w końcu jest styczeń. Położyłam się na łóżku i zaczęłam myśleć. Po jakimś czasie na ziemię sprowadził mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Poczekałam, aż ktoś otworzy. Niestety, mama wyszła do centrum handlowego z Gregiem, a ojciec poszedł, w sumie to sama nie wiem gdzie, ale mnie to nie interesuje. Wstałam i powolnym krokiem zeszłam na dół. Otworzyłam drwi i szybko je zamknęłam. Tak, zgadliście, za nimi stał Bieber.
-Jessica otwórz. – powiedział.
-Po co? – spytałam, a moje policzki mimowolnie stawały się mokre.
-Musimy porozmawiać, kochanie. – uchyliłam drzwi i już miałam nimi trzasnąć, ale pan gwiazda był szybszy i wsadził nogę między nimi a futryną. – nie skarbie. Teraz mnie wpuścisz i zrobisz herbatkę. – uśmiechnął się, ah te jego słodkie dołeczki. Nie no co ty gadasz? Ogarnij się Jess, on cię zdradził. No, ale ja go kocham. Ach zamknij się już. Skarciłam się w myślach. Wpuściłam chłopaka do środka, a on od razu się rozebrał (przyp. Aut. Bez skojarzeń xdd ) i rozsiadł na kanapie. Ja natomiast udałam się do kuchni i stwierdziłam, że nie ma herbaty.
-Ej, a może być kakao? Bo herbata się skończyła – krzyknęłam.
-Tak. To będzie nawet lepsze. – powiedział wchodząc do kuchni i szczerząc się jak jakiś głupek. Zauważyłam, że w ręku trzymał czerwoną różę. – proszę, to dla ciebie piękna. –wyszeptał tuż przy moich ustach, po czym złożył na nich delikatny, niczym dotyk piórka, pocałunek i wręczył mi kwiat. Już zbliżał się znowu do moich warg, ale szybko się odsunęłam. Wstawiłam różę do jakiegoś wazonika i zaczęłam szykować napój. – cieszysz się, że cię odwiedziłem?- spytał JB obejmując mnie od tyłu. Postanowiłam nie odpowiadać, bo szczerze nie wiem sama czy się cieszę, czy jestem zła. Chłopak musnął moją szyję i schodził pomału do ramion, a kiedy już był ustami przy krawędzi mojej bluzki mleko na kakao zaczęło się gotować. Uh zbawienie. Pomyślałam, bo pewnie bym uległa i rzuciła się na niego, tak jak miałam ochotę chwilę temu. Just oderwał się ode mnie i podał szklanki. Nalałam do nich kakao, a Bieebs zaniósł kubki do salonu. Wzięłam jeszcze jakieś ciasteczka i poszłam za nim. Usiedliśmy na kanapie, tak jak zwykle i Justin zaczął rozmowę. – jak w szkole?
-Nie wiem, nie chodzę do szkoły. – odpowiedziałam obojętnie.
-Ale jak to? – zdziwił się – dlaczego nie chodzisz do szkoły? Przecież twoja mama nie chciała, żebyś ze mną jechała, bo musisz się uczyć.
-Uczę się, po prostu robię to w domu.
-Ale czemu? Nie  nudzi ci się?
-KU*WA Bieber co cię to obchodzi? – krzyknęłam.
-No dużo. Chcę wiedzieć. Przecież jesteśmy razem.
-Nie jesteśmy… zdradziłeś mnie.
-Nie zdradziłem. Kocham cię. A ta cała Miley Sriley to tylko wymysł Brauna. Ona ci do pięt nie dorasta.
-Ale ją pocałowałeś. – powiedziałam spokojnie, choć w środku się we mnie gotowało.
-Bo mi kazali. Proszę uwierz mi. – powiedział, a w jego oczach zobaczyłam łzy. Ludzie słuchajcie Justin Bieber się popłakał.
-Wierzę – wyszeptałam i wtuliłam się w niego mocno. – ale to tylko dlatego, bo wiem, że mówisz prawdę.
-Kocham Cię i nigdy nie przestanę. – przyciągnął mnie jeszcze bardziej do siebie, po czym pocałował.
-Ale nie możemy być razem – powiedziałam bardzo cichutko, jednak on usłyszał.
-Dlaczego? Ty już mnie nie kochasz?
-KOCHAM, ale dla dobra twojej kariery nie powiem ci dlaczego nie możemy być razem.
-Mów.
-Nie.
-Tak.
-Nie – no i zostałam brutalnie przygnieciona bardzo seksownym ciałkiem Biebera.
-Jak nie powiesz, to zrobię ci dziecko. – zaśmiał się po czym obdarował mnie pocałunkiem. Tak, on oczywiście sobie z takich rzeczy robi żarty. Cały Justin.
-Już nie musisz. –szepnęłam, ale chyba to do niego nie dotarło.
-Ha ha bardzo śmieszne. A teraz mów dlaczego „nie możemy być razem”.
-Justin nie mogę. Nie chcę ci zniszczyć kariery.
-Weź mnie nie denerwuj tylko mów.
-Dobrze. Jestem w ciąży. Zadowolony? – powiedziałam na jednym wdechu.
-Że co? Z kim? Zabije typa! – wrzasnął nieźle wkurzony.
-Masz samobójcze myśli? – spytałam z lekkim uśmieszkiem. Justin spojrzał na mnie, po czym wstał.
-T-to moje dziecko? – kiwnęłam głową na tak, a on z powrotem usiadł obok mnie, podparł łokcie na kolanach i schował twarz w dłonie. – Boże co ja zrobiłem? Przepraszam. – wyjąkał. Nie mogłam tak na to patrzeć, więc przytuliłam go. Wtulił się w moje piersi i łkał ja mała dziewczynka. To dziwne. Zareagował tak samo jak ja, gdy się dowiedziałam.
-Ciii. Będzie dobrze. Nikt się nie dowie, że to twoje dziecko. Rozstaniemy się. Ja zostanę tutaj, a ty wrócisz do kariery i się ułoży. – wyszeptałam mu do ucha, po czym cmoknęłam w czoło.
-Chyba nie myślisz, że cię tak zostawię? – spojrzałam na niego, jakby to było oczywiste, że tak będzie, a on wziął mnie na kolana i dotknął mojego brzuszka, które jeszcze nawet troszeczkę nie urosło. – kocham cię i naszą dzidzię. Nigdy was nie zostawię. Kariera nie zając, nie ucieknie, a dziecko owszem. Wychowamy je wspólnie. – zakończył i pocałował mnie namiętnie w usta, a następne przytulił się do mojego brzucha. Tak teraz mówisz nigdy, a za rok zobaczymy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz