Minęło już 2 miesiące od wyjazdu Justina, czyli około miesiąca, odkąd dowiedziałam się, że zostanę mamą. Codziennie przychodzą do mnie Zack z Nessą, co mi wcale nie przeszkadza, bo przynajmniej mam z kim pogadać, a moja rodzicielka jest na jakimś wyjeździe biznesowym. Cały czas pojawiają się nowe plotki i wywiady z Bieebsem i tą jego dziwką. Jak na nich patrze to niedobrze mi się robi. Ostatnimi dniami czuję się trochę gorzej, ale jak przyjaciel zaproponował wizytę u lekarza, nie zgodziłam się, w sumie to sama nie wiem czemu. Dzisiaj ma przyjść do mnie moja BFF ze swoim chłopakiem. powiedzieli, że zabierają mnie gdzieś, sama nie wiem gdzie dokładnie i szczerze nie mam ochoty wychodzić z domu. Tak naprawdę to się trochę wstydzę, bo w szkole widzieli mnie z Justinem, a on teraz jest z jakąś laską i nawet się ze mną nie kontaktuje. Zackowi udało się dodzwonić do Scootera i poinformować go, iż jego najdroższa gwiazdka będzie miała dziecko, ale ten tylko powiedział, że nie chce o tym słyszeć i JB się nie może o tym dowiedzieć, bo być może jego kariera się rozpadnie. Taak kariera ważniejsza od własnego dziecka po prostu super. No, ale trudno. Będę samotną matką. Już się z tym pogodziłam, w końcu nie ja pierwsza. No, więc weszłam do łazienki i wykonałam poranne czynności (w sumie to popołudniowe, bo jest 14 ale to się wytnie). Zaglądnęłam do garderoby i wyjęłam czarne rurki, luźną, zieloną koszulkę, jakąś żółtą bluzę i tradycyjnie czapkę w kolorach Rasta. Ubrałam przygotowane wcześniej ciuchy i gdy już miałam schodzić na dół, w moich drzwiach stała parka przyjaciół obściskujących się.
-Hej. – rzuciłam wychodząc z pokoju.
-Siema – oderwali się od siebie i poszliśmy do parku.
-Słonko musisz znaleźć sobie faceta – powiedziała rozpromieniona Nessa.
-Nikogo nie potrzebuje, z resztą kto by chciał być z kimś, kto ma dziecko – to raczej nie było pytanie, a stwierdzenie, ale przyjaciele automatycznie spojrzeli na mnie dziwnym wzrokiem i mi odpowiedzieli.
-Bardzo dużo przystojniaczków.
-Ta, tylko, że ja mam dość związków. Kocham go i nie będę z nikim innym, mimo, że on jest.
-Jessi. Nie możesz się załamywać. Musisz żyć dalej, a przysięgam, że jak go spotkam to mu oczy wydłubie.
-A ja zapewnię mu leczenie bezpłodności – zaśmiałam się na słowa Zacka, ale od razu przypomniało mi się, że on i tak ma już dziecko, tzn. będzie miał za 7 miesięcy.
-Skarbie, wiesz, że to nie będzie jego dziecko, jeżeli mu o tym nie powiesz? Będzie tylko i wyłącznie twoje. – kiwnęłam głową, a przyjaciółka dalej ciągnęła swój wywód, który niezbyt mnie pocieszał – on zachował się jak dawca i jak za 10 miesięcy nie wróci i ci wszystkiego nie wytłumaczy to będziemy go tak traktować, a przynajmniej ja będę. – zmieniliśmy temat i poszliśmy na lody.
*
Właśnie stoję przed życiowym dylematem, a mianowicie, który smak lodów wybrać.
-No kurczę Jess weź malinowe tradycyjnie. – ponaglała mnie Nessa.
-Nie. Nie chce malinowych. Mam ochotę na hmm pistacjowe albo biszkoptowe, o adwokatowe to jest to. – wykrzyczałam ostatnie wyrazy.
-Ha ha, patrz skarbie zaczęły się zachcianki – śmiał się Zack, za co dostał w łeb z otwartej dłoni. – no co? Taka prawda.
-Wcale nie.!
-Wcale tak.!
-Wcale nie!
-Wcale tak!
-Osz kurwa przestańcie się kłócić bo zachowujecie się gorzej niż dzieci! – wydarła się moja przyjaciółka.
-Ona zaczął – powiedziałam pokazując palcem na jej chłopaka.
-A ładnie to tak wytykać palcami? – zaśmiał się kumpel. Kiwnęłam twierdząco głową na co on tylko ponownie się zaśmiał.
-Jeja. Zamawiamy te lody czy nie? – zapytała Nessa.
-Taak. – powiedział Zachary i po chwili zajadaliśmy się już deserem przyniesionym przez niego. Mmm lody adwokatowe pycha. Aczkolwiek uwielbiam malinowe. Może Zack ma racje? Nie to tylko taka mała zmiana . No nic, muszę przestać się go słuchać. Pomyślałam.
-To co teraz robimy? – zapytałam kończąc przysmak. Na ich twarzach widać było zaskoczenie i zamyślenie. – aha rozumiem, że w planie przewidywane były lody. Spokoo…
-Już wiem. Chodźmy do kina. Podobno grają jakąś komedię romantyczną. – zachwycała się przyjaciółka. Razem z kumplem spojrzeliśmy na nią dziwnym wzrokiem, mówiącym „na serio?” – ej no to, że wy ich nie lubicie to nie znaczy, że ja bym sobie nie obejrzała.
-O o. A ja mam pomysł. Mogę już iść? – popatrzyłam na nich błagalnymi oczkami. Już chcieli się sprzeciwiać, ale ja wiem co robić. – wy idźcie sobie na tę randkę na te romansidło, a ja sobie hmm posiedzę przed kompem. – powiedziałam, po czym pożegnałam się z nimi i udałam się w stronę swojego domu. Szłam uliczkami Kanady, aż w końcu dotarłam do celu. Pociągnęłam za klamkę i zobaczyłam, że drzwi są otwarte. Weszłam do środka i usłyszałam śmiechy dochodzące chyba z salonu. Zajrzałam do pomieszczenia, w którym zobaczyłam mamę, Grega i …
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz