wtorek, 6 listopada 2012
2.7 - "I co zrobiłeś skurwysynie?!"
-Mamo! Gdzie ona może być?! Mamo no! Nie obchodzi mnie, że nie masz pojęcia! Kurwa! Będę klął! Dobrze zadzwonię do cioci. – Christian próbował dowiedzieć się, gdzie może znajdować się młoda Bieberówna, gdyż od trzech dni nie wróciła do domu.
-Halo? – odebrała zapłakana Jessica.
-Cz-cześć ciociu. Gdzie jeszcze może być Mi?
-Chris, ja, ja nie wiem. Wszystkie miejsca, w których mogłaby być, już sprawdziliśmy z Justinem.
-Ale, może jeszcze dziadek z cioci stro…
-NIE! Nie mój ojciec nie żyje. Zginął niedługo po narodzinach Bell. – szybko wyjaśniła żona Biebera.
-Ciociu, uspokój się. Nie płacz, tylko skup się i jak coś przyjdzie ci do głowy, zadzwoń do mnie. – i się rozłączył.
Szli, trzymając się za ręce i próbowali znaleźć Mirabel. Amanda obwiniała się za jej zniknięcie. Nie tylko siebie, ale też Treya i Chrisa, jednak próbowała być silna. Nieustannie dzwoniła do przyjaciółki, ale ta, ani razu nie odebrała jej połączenia. Ba, włączała się poczta głosowa, więc były trzy możliwości. Pierwsza – rozładował jej się telefon – i ta była najlepsza. Druga – wyłączyła telefon – gorsza. I trzecia – zniszczyła kartę – i właśnie tej perspektywy najbardziej się bała.
-Christian! Masz natychmiast wrócić do domu i porządnie się wyspać! Od trzech dni nie zmrużyłeś oka. Synku, musisz odpoczywać, bo nie będzie z tobą dobrze. – powiedziała wręcz błagalnym głosem Vanessa.
-Mamo! Nie mam czasu na spanie! Ja… ja ją kocham. – wyszeptał syn. – nie mogę tak po prostu zasnąć póki… póki nie mam pewności, że nic jej nie jest, że jest zdrowa i żyje. – schował telefon do kieszeni i wszedł do samolotu.
-Halo. – niepewnie odebrał telefon.
-Cześć Chris. – wyszeptała Mirabel.
-Boże, Mi gdzie ty jesteś?! Mała dlaczego uciekłaś? Dlaczego nie wróciłaś do domu?!
-Nie drzyj się na mnie, okay? Jestem na lotnisku w Kalifornii. Przyjedź po mnie. – powiedziała już normalnym tonem.
-Już jadę! Czekaj. – rozłączył się i wsiadając do samochodu wybrał numer Jessici.
-Mam ją! To znaczy jadę po nią. Nie martw się!
Zasmucona stała na lotnisku. Nie miała zielonego pojęcia, dlaczego właśnie do niego zadzwoniła. Przecież równie dobrze mogła zadzwonić do ojca, ale nie, bo zawsze, gdy ma jakiś problem, zwraca się właśnie do Chrisa. Do chłopaka, który wielokrotnie jej pomógł, ale też wiele razy ją zranił. Zobaczyła go. Biegł, popychając wszystkich po kolei. Biegł do niej. Na tę myśl mimowolnie się uśmiechnęła. Wziął ją w ramiona i obrócił dookoła. Tkwili tak przez dłuższą chwilę, aż młody Night odważył się i złączył ich usta w jedność. Języki odgrywały taniec namiętności i czułości. Tęsknoty. Miłości…
Przez całą drogę do domu nie odzywali się do siebie. Christian zajął się prowadzeniem auta, a Mirabel unikała jego wzroku, więc wpatrywała się w widoki za oknem. Kiedy dojechali na miejsce, chłopak otworzył jej drzwi, a ona niechętnie wysiadła. Zaraz po wejściu do willi państwa Bieber, otoczyli ich rodzice i przyjaciele. Stworzył się niezły chaos. Każdy przytulał zmieszaną dziewczynę i dziękował Chrisowi, za odnalezienie jej. Tylko ta para się do siebie nie odzywała. Oboje wiedzieli, że sytuacja na lotnisku nie powinna mieć miejsca.
-Mi, dlaczego nie odzywacie się do siebie z Chrisem? Minął tydzień od twojego powrotu, a wy nie zamieniliście nawet słowa. O co chodzi? Przecież sama mówiłaś, że zadzwoniłaś do niego i poprosiłaś, by po ciebie przyjechał. – dopytywała panna Newcastle.
-Am, to nie takie proste. Hm, to przez niego, znaczy w największym stopniu przez niego uciekłam.
-To dlaczego do jasnej cholery właśnie do niego zadzwoniłaś?! Czemu nie do mnie, czemu nie do Treya, rodziców, tylko do niego?! – wykrzyczała Amanda.
-Pocałował mnie, okej?! Pocałował, a potem po prostu zaczął iść do samochodu! To on się do mnie nie odzywa. Ja próbowałam nawiązać rozmowę, tak? I chuj z tym. On traktuje mnie jak zabawkę, zrozum. Ja się starać nie będę. – ostatnie dwa zdania Mirabel wyłkała.
-Tato?
-Tak?
-Czy wy, czy wy z mamą się kochacie?
-Tak, Chris, dlaczego o to pytasz?
-Ale tak naprawdę się kochacie, czy jesteście razem tylko dlatego, że mama zaszła w ciąże, a teraz to już stało się zwykłym przyzwyczajeniem?
-Christian, kocham twoją matkę i kochałem ją od chwili, w której ją poznałem. To, że spłodziliśmy ciebie, tylko dopełniło naszą miłość. A dlaczego o to pytasz, synku?
-Bo, nie, nieważne…
/2 miesiące później/
Mirabel siedziała przed telewizorem i oglądała swój, ostatnio, ulubiony serial – „Licealne ciąże”. Wszyscy jej znajomi w tym czasie byli w szkole, a że ona, jak i z resztą jej rodzice, nie chciała się narażać na nieprzyjemności, postanowiła uczyć się przez internet. W pewnym momencie patrząc na ekran telewizora, wyobraziła sobie, jak za sześć miesięcy sama będzie musiała wcielić się w rolę matki. Ukazały jej się dwie wizje. Pierwsza – dziewczyna siedząca przy łóżeczku dziecka, z worami pod oczami, wychudzona, blada, samotna matka, i druga – szczęśliwa, zakochana, promieniejąca radością dziewczyna z wózkiem i facetem u boku. Właśnie wtedy zdała sobie sprawę z tego, że powinna porozmawiać z ojcem swojego maleństwa, bo jest to najodpowiedniejsza pora. Pomyślała, że to byłby dobry pomysł, gdyby tylko Chris się z nią rozmawiał, ale niestety od sytuacji na lotnisku, chłopak nie odezwał się do niej nawet słowem. Mimo iż wiele razy mijali się w sklepie czy na ulicy, młody Night nie wysilił się nawet na głupie ‘’cześć”. Bieberówna już po tygodniu od tego zdarzenia wiedziała, że nie ma sensu próbować z nim porozmawiać, bo najwyraźniej działał pod wpływem emocji i nic to dla niego nie znaczyło. Szkoda tylko, że ona akurat wtedy zrozumiała, co do niego czuje…
-Stary ruszaj się, zaraz zaczyna się impreza a ty jeszcze pod prysznicem! – krzyczał zdenerwowany Trey. Już pół godziny temu powinien zajechać po swoją dziewczynę, a następnie po Mirabel, ale oczywiście Christian jak zwykle nie mógł się wyrobić.
-No już, chwila. Jak myślisz, będzie tam ta Janice, no wiesz ta z fajnym tyłkiem? – spytał młody Night wychodząc z łazienki.
-Nie wiem. Chuj mnie obchodzi jakaś laska z ładną dupą i ciebie też powinna.
-Ej to, że ty masz laskę i musisz się jej pilnować, nie oznacza, że ja mam z życia nie korzystać. A tak nawiasem, to jak będzie to trzeba ją wypróbować. – zaśmiał się i odpiął parę guziczków koszuli.
-Dłużej się nie dało?! Trey! To ty czy on? – wrzasnęła Mirabel wchodząc do samochodu. Była niemalże wściekła, że Chris też idzie, na pierwszą imprezę od dwóch miesięcy, na którą Amandzie udało się ją wyciągnąć. W prawdzie po głębszym zastanowieniu uznała, że istnieją dwa powody, dla których Newcastle poprosiła ją o to, aby poszła z nimi i postarali się też o obecność Nighta. Pierwszy – znowu chcą ją swatać z nim zeswatać, i drugi – nie chcą, żeby im przeszkadzała, ale też nie chcą, żeby siedziała sama w domu. Niestety nie pomyśleli, ze ta dwójka ze sobą nie rozmawia.
-Przepraszam najdroższa przyjaciółko, ale t Christian się nie umiał wyszykować.
-Wiedziałam. Dobra jedźmy już, bo i tak już się spóźniliśmy i tylko skracacie mi zabawę.
-No, no Bieber, słyszałem, że ktoś cię wreszcie zapłodnił. – powiedział chamsko chłopak. – i chwała mu za to, może wreszcie zajmiesz się bachorem i przestaniesz dawać wszystkim dupy i to jeszcze za darmo.
-Spieprzaj Oken. Chyba nie muszę ci przypominać, jak na kolanach mnie błagałeś, żebym jeszcze raz się z tobą przespała, więc się odczep, bo ja przynajmniej jestem dobra w tym co robię, a nie tak jak ty, wyrywasz panienki, a jak przyjdzie co do czego, to boisz się je bzyknąć, bo nie potrafisz. – znudzona Mirabel wygłosiła mowę i odeszła.
-Jeszcze pożałujesz suko! – krzyknął za nią, ale w odpowiedzi zobaczył tylko środkowy palec.
Chris wyrywał właśnie swój obecny cel, gdy nagle ktoś odciągnął go od Janice. Tak, zgadza się. Tą osobą, która omal nie dostała w pysk był Mallow.
-Stary co ty robisz? Już była moja! – krzyknął Night.
-Mam to w dupie. Chyba nie myślisz, że ściągnęliśmy tu Bellę, żeby się upiła, co? – spytał wkurwiony Trey.
-No nie, a właśnie po co ją ściągnęliście? Przecież dobrze wiesz, że nic jej nie powstrzyma, żeby chociaż 5 drinków nie wypiła. – uzasadnił swoją wypowiedź syn Zacka.
-Czy ty naprawdę jesteś taki tępy, czy tylko udajesz?! Masz z nią pogadać, jasne?!
-A to niby cze…
-Bo jest z tobą w ciąży durniu, a ty się do niej nie odzywasz! – nerwy chłopaka powoli puszczały i był pewny, że jak za chwilę nie wyjdzie na powietrze, to życie jego najlepszego przyjaciela będzie poważnie zagrożone.
-Mallow, to jest moja sprawa, czy będę z nią gadał czy nie, tak? I nie masz prawa mi rozkazywać!
-Ale może powinienem takie prawo posiadać, skoro ty sam nie potrafisz walczyć o coś, co jest dla ciebie najlepsze.
-Doskonale wiem, co jest dla mnie najlepsze i wierz mi, że związek z Bieberówną nie należy do tych dobrych rozwiązań!
-… związek z Bieberówną nie należy do tych dobrych rozwiązań! – jedno zdanie, jedno głupie zdanie, a tak bardzo zraniło dziewczynę. Tak bezczelnie skruszyło jej serce. A przecież tak mocno wierzyła w to, że jednak coś do niej czuje, że jeszcze będą razem. Że może już niedługo razem zajmą się ich dzieckiem, ale niestety on traktował ją jako panienką do wyruchania. Mimo to ona miała nadzieję, że jednak się zmienił, że skoro nawarzył piwa, to je wypije, ale nie, on zostawia ją z pełnym kubkiem i wcale nie zamierza jej pomóc. Stała jak słup i wpatrywała się w sąsiada z niedowierzaniem. Z jej oczu strumieniami zaczęły płynąć łzy. Widząc, że wokół nich zbiera się tłum, wybiegła z klubu i zaczęła biec, jak najdalej, aby tylko znaleźć się jak najdalej jego. Zmęczona opadła pod jakiś drzewem i podciągając nogi pod brodę, zaczęła jeszcze głośniej szlochać.
-I co zrobiłeś skurwysynie?! – wrzasnęła Amanda. – trzeba było jej nie bzykać, skoro nie masz zamiaru się zobowiązać! Myślałam, że jesteś inny, ale jak widać pomyliłam się. – dziewczyna wybiegła za przyjaciółką. Modliła się, żeby ta nie popełniła jakiegoś głupstwa.
-I co, zadowolony jesteś? Stary wszystkiego się po tobie spodziewałem, ale nie tego. – powiedział cicho Mallow patrząc na zdezorientowanego kumpla. Młody Night stał bez ruchu wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze kila minut temu stała płacząca Bella. Jeszcze nigdy nie widział, żeby płakała przez jakiegokolwiek faceta, nie licząc sytuacji, kiedy zaszlochana wtulała się w jego ramię przez rozwód rodziców. Nie mógł zrozumieć, dlaczego, akurat teraz, przez niego wylewała łzy na oczach wszystkich. ‘’Może to te hormony, może to nie przeze mnie, może ktoś ją wkurwił a ciąża robi swoje. Och! Chris, idioto, to oczywiste, że przez ciebie. Ośmieszyłeś ją publicznie! A może jednak coś do mnie czuje? Tak, na pewno już to uczucie prysło niczym bańka mydlana!’’
-Halo, Night żyjesz? – Trey pomachał przyjacielowi przed oczami. – Chris, debilu co z tobą?!
-Kocham ją…
_____________________
No to mamy pierwszy rozdział na blogspocie... ciekawe ile bd komentarzy... zostawiam wam rozdział 7 i czekam na opinie.. aha i wszyscy którzy tu zajrzą proszę o zagłosowanie w ankiecie ; > kocham was wasza Izka :*
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
świetny! czekam na nn;))
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział! :) Pozdrawiam :D
OdpowiedzUsuńOby im się ułożyło. Czemu on tak wgl do niej tak powiedział. Rozdział świetny.
OdpowiedzUsuńsuperrrrrrrrrrrrrr aby byli ze soba czekam na nn!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuń